Po odbębnieniu babskich zajęć strasznie ważnych,przecież bez obiadu to świat się skończy, wyciągnęłam Miśka na spacer. Spacer trwał 10 minut, tyle co do śmietnika i zwalił się nam na głowę wiosenny przydział wody na metr kwadratowy. Wróciliśmy do domu i po prasowaniu podjęliśmy walkę z systemem, pora na spacer numer 2. Doszliśmy do mostu i... znowu ta cholera kapie z nieba, nie wracamy, Misiek twardo pruje przed siebie. Leje, jednak wracamy. Do trzech razy sztuka, o godzinie 15-tej wychodzimy-nad nami świeci słońce, na horyzoncie sino i czarno.
Dzięki wiośnie nadrobiłam zaległości filmowe, serialowe, książkowe, że o grafikach nie wspomnę. Normalnie szał w pokrzywach.
Zabrałam ze sobą aparat z przeznaczeniem na kwiatki (i to kolorowe), dlatego zbliżenia istnieją a krajobrazy wręcz przeciwnie. Rozczarowaliśmy się, zieleń dopiero się pokazuje, suche zielska nadal panują a kwiatów jak na lekarstwo. Z radością przywitałam żółciutki mleczyk, wiedząc, że za miesiąc ze złością będę go wyrywać. Ot, życie.
Z mokrej wiosny wynikają trzy pozytywy:
- będą grzyby
- nie wypalają traw
- więcej czytam
Fantastyczne kadry!
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
sporo kwiecia -
OdpowiedzUsuńszafirki śliczne makro
a most kolejowy ... marzenie - str5asznie lubię takie.